Skarga Ondyny


Essay, 2010

15 Pages


Excerpt


Skarga Ondyny

Eleganckie, klimatyzowane, supernowocześnie wyposażone sale konferencyjne, sale wykładowe, sejmowe, rządowe, wojskowe, kościoły, szpitale, sale porodowe, domy starców, szkoły, ośrodki opieki, pomocy, roją się od, często wysoko i profesjonalnie wykształconych, duchowych analfabetów. Ten kto ma siłę i władzę, podejmuje decyzje za bezsilnego: zdrowy za chorego, wykształcony za nieoświeconego, zabezpieczony za bezdomnego, młody za starzejącego się, osoba prominentna za szarego człowieka, pracujący za bezrobotnego, przystosowany za człowieka z marginesu, zdrowy ,na umyśle’ za szaleńca, żyjący za umierającego (Wais, 2001, s. 242 –243).

W tak ukształtowaną rzeczywistość, którą zastajemy już będąc dziećmi, wplątujemy się w trakcie dorastania coraz bardziej – jak w gęstą sieć. Im gruntowniej wyzbywamy się siebie, tym bardziej zwiększamy szansę zostania „kimś“. Za sukces uważamy, kiedy uda nam się jak najdłużej pozostać wśród społecznie silnych, a za tragedię, kiedy ci silni, do których my również jakiś czas należeliśmy, nagle zaczynają decydować o naszym życiu. Tak więc rozdźwięk między hierarchią wartości, którą kieruje się współczesny świat zewnętrzny, a potrzebami duszy staje się coraz większy. I coraz głośniej mówi się o „analfabetyzmie duchowym” tych, którzy odwracają się od potrzeb własnej duszy goniąc za szczęściem obiecywanym przez reklamy oraz za poczuciem bezpieczeństwa „zapewnianym” przez posiadanie władzy nad innymi, czy też posiadanie różnego rodzaju dóbr materialnych.

Uświadamiając sobie własną bezsilność w tym świecie oraz niekiedy także własny niechlubny udział w kształtowaniu jego tak odrażającego oblicza, chciałoby się zawołać wielkim głosem: „O, ludzie! Wy, potwory!”, jak czyni to Ondyna w utworze Ingeborg Bachmann „Ondyna odchodzi” (Undine geht).

Za dużo patosu? Być może! Zanim to jednak ocenimy, wsłuchajmy się uważnie w skargę zranionej nimfy, która tak namiętnie szukała ludzkiej duszy, by móc zagościć w naszym świecie. Wiele razy zdradzona i porzucona wraca do wody – do wody, która jest jej bezbrzeżnym domem. Ondyny nie uwodzą mężczyzn wciągając ich do wody, a wręcz odwrotnie, same wychodzą na brzeg w poszukiwaniu tego jednego jedynego, który mógłby obdarzyć je duszą i z którym mogłyby żyć w ludzkim świecie.

Jeżeli Ondyna jednak zostanie przez swojego wybranka zdradzona, musi odejść i wrócić do wody. Płacze przy tym tak rzęsiście, że od jej łez wzbierają wszystkie rzeki i strumienie topiąc w nich niewiernego kochanka. Tak przedstawia odejście Ondyny m. in. romantyczny poeta de La Motte Fouqué. Ondyna Ingeborg Bachmann natomiast zanim odejdzie «wygłasza » długi monolog, skierowany – co znamienne – nie tyle do mężczyzn, co do ludzi w ogóle. A zaczyna się on właśnie od słów: „O, ludzie! Wy potwory!” (Bachmann, 1994, s. 5 ).

Wprawdzie wszystkich potworności doświadczyła za sprawą mężczyzn, jej oskarżenie ma jednak wymiar znacznie głębszy. Dotyczy bowiem całkowitego braku bezinteresownej miłości w świecie ludzi: „Nigdy już nie powrócę, nigdy więcej nie powiem Tak i Ty i Tak. Wszystkie te słowa przestaną istnieć, i może wam powiem dlaczego. Bo przecież znacie te pytania, wszystkie zaczynają się od słówka ‘Dlaczego?’ W moim życiu nie istnieją żadne pytania. Kocham wodę, jej gęstą przeźroczystość, zieleń w wodzie i nieme stworzenia (i ja wkrótce będę równie niema!), moje włosy pośród nich, w niej, sprawiedliwej wodzie, obojętnym lustrze, które nie pozwala mi ujrzeć was inaczej. Ta mokra granica pomiędzy mną a mną ...” (ibidem, s. 162 – 163).

Czy więc również Ondynie groziło, że stanie się potworem pośród potworów, gdyby przystała na tę ludzką, arcyludzką grę pytań?

„Nie mam z wami dzieci” – wyznaje – „bo obce były mi pytania, żądania, przezorność, zamierzenia na przyszłość i nie wiedziałam, jak zajmuje się miejsce w innym życiu. Nie potrzebowałam utrzymania, żadnych zapewnień i zaręczeń, tylko powietrza, powietrza nocy, powietrza wybrzeża, powietrza granicy, ażeby wciąż na nowo móc nabierać oddechu dla nowych słów, nowych pocałunków, nieustającego wyznania: Tak, Tak. Kiedy tylko wyznanie zostało złożone, byłam skazana na miłość...” (ibidem).

Zawsze jednak nadchodził taki dzień, który oznaczał kres miłości i wtedy musiała wracać do wody, „do tego żywiołu, gdzie nikt nie wije sobie gniazda, nie kładzie dachu na belkach, nie rozpina brezentowej płachty” ...” (ibidem), do tego żywiołu, gdzie nie ma żadnych granic, żadnych zakazów i nakazów, gdzie wszystko dzieje się bez wysiłku, celu, przeznaczenia. Nadchodził jednak również i taki dzień, kiedy, znów się wynurzała, by na brzegu wypowiedzieć jego imię, to jedno jedyne imię, którego nie potrafiła zapomnieć. Nosił je każdy, choć zawsze tylko jeden. Znała kiedyś mężczyznę, a był on inny niż wszyscy inni. I jeszcze jednego znała, który był inny niż wszyscy inni. A nawet takiego, który był zupełnie inny niż wszyscy inni, ale on również nosił to jedno jedyne imię, którego nie potrafi zapomnieć. Kochała ich wszystkich, tak różnych, a jednak tak podobnych (ibidem, s. 167).

Popełnia więc wciąż ten sam błąd, który zdawał się być jak magiczne piętno. Bo cóż z tego, że poznała „wszystkie wody, wody Dunaju i Renu, Tybru i Nilu, jasne wody mórz polarnych, atramentowe wody otwartego morza i czarodziejskich sadzawek?” (ibidem, s. 164). Nie chroniło ją to przed ponownym wynurzeniem i kolejnym spotkaniem z tym jednym jedynym, tak różnym od wszystkich i takim samym jak wszyscy. Ale i on zdawał się spotkania tego wyczekiwać, nasłuchując w ciemną noc, czy nie usłyszy odległego wołania, tego tęsknego, bolesnego głosu, który wzywa do wielkiej zdrady.

Dlatego też lepiej „nie wstawać nocą, nie schodzić do sieni, nie nasłuchiwać na podwórzu ani w ogrodzie” bo nie sposób się oprzeć, gdy rozlegnie się ów „bolesny ton, ten dźwięk, to wołanie”, ten zew własnej tęsknoty za czymś nieuchwytnym, lecz domagającym się urzeczywistnienia. Ondyna doskonale zna tę tęsknotę. To właśnie ona sprawia, iż powstaje magiczny prześwit na granicy wody i lądu. Jej „ofiary” w roztargnieniu „przesuwają ręką po włosach swych kobiet, swych dzieci, rozkładają gazetę, przeglądają rachunki albo głośno nastawiają radio”, ale „mimo to wciąż słyszą szum muszli, fanfarę wiatru, a później, gdy ciemno jest w domach, jeszcze raz podnoszą się skrycie, otwierają drzwi, nasłuchują w korytarzu, w ogrodzie, w alejkach, i teraz słyszą bardzo wyraźnie: Ten bolesny ton, to wołanie z daleka, tę muzykę duchów. Przyjdź! Przyjdź! Przyjdź choć raz!” (ibidem, s. 164).

I właśnie za tę tęsknotę, która nie zna ukojenia, za tę gotowość do porzucenia wszelkiej fikcji tego świata Ondyna tak bardzo ich kocha. Kocha ich za to, że wiedzą, co znaczy jej wołanie, że pozwalają się zwabić, że nigdy nie pogodzili się ze swoim życiem i nie zaakceptowali siebie takimi, jak widzieć chciał ich świat: „Nigdy nie byliście w zgodzie z sobą. Nigdy z waszymi domami, z całym tym ustalonym porządkiem. W głębi duszy cieszyła was każda wykruszona cegła, każda zapowiedź katastrofy” (ibidem, s. 166). „Gdy byliście sami, zupełnie sami, i kiedy myśli wasze nie zajmowały się niczym użytecznym, niczym przydatnym, gdy z lampy sączyło się światło, powstawał prześwit, pokój był wilgotny i zadymiony, i gdy tak staliście, zagubieni, na zawsze zagubieni, ponieważ pojęliście, wówczas nadchodziła moja chwila” (ibidem).

Nigdy ich nie rozumiała – mówiła: „Nie rozumiem cię, nie rozumiem, nie potrafię zrozumieć! I przez tę wielką i wspaniałą chwilę nie byliście rozumiani i sami nie rozumieliście, dlaczego to, dlaczego tamto, dlaczego granice i polityka, gazety i banki, giełda i handel, i tak dalej bez końca. (...) to właśnie ona tak was poruszała, owa niezrozumiałość tego wszystkiego. Bo to była wasza prawdziwa wielka ukryta idea świata, i to ja wyczarowałam z was tę wielką ideę, waszą niepraktyczną ideę, w której zjawiały się czas i śmierć i płonęły, paląc wszystko ze szczętem, porządek maskujący zbrodnie, noc strawioną na sen” (ibidem, s. 166 – 167).

[...]

Excerpt out of 15 pages

Details

Title
Skarga Ondyny
College
Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych at Chrzanowie  (Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Toruniu)
Author
Year
2010
Pages
15
Catalog Number
V159023
ISBN (eBook)
9783640726455
ISBN (Book)
9783640726592
File size
513 KB
Language
Polish
Keywords
Undine, Anima, Animus, das Weibliche, das Maennliche, Ingeborg Bachmann
Quote paper
Doktor Klaudia Winiarska (Author), 2010, Skarga Ondyny, Munich, GRIN Verlag, https://www.grin.com/document/159023

Comments

  • No comments yet.
Look inside the ebook
Title: Skarga Ondyny



Upload papers

Your term paper / thesis:

- Publication as eBook and book
- High royalties for the sales
- Completely free - with ISBN
- It only takes five minutes
- Every paper finds readers

Publish now - it's free